piątek, 13 czerwca 2014

Tom II. Rozdział Piąty. Woda, potwory i nowi znajomi.

    Stałam tak nie mogąc uwierzyć. On mnie pocałował. Przy tych wszystkich ludziach. Rozejrzałam się. Na szczęście chyba nikt tego nie zauważył. Przynajmniej tak myślałam dopóki nie zauważyłam pełnej obrzydzenia twarzy Malfoya. Chciałam do niego podejść, wyjaśnić, ale on wtopił się już w tłum Ślizgonów. Odwróciłam się do zdumionego George'a.
- Czemu to zrobiłeś?
- Ja... nie wiem, przepraszam, to z radości! - odpowiedział szybko Weasley przerażony błyskiem w moim oku.
- Z radości nie całuje się swoich przyjaciółek George.
- Przepraszam!
- Nic mi po twoich przeprosinach! - krzyknęłam dramatycznie.
No, może za dramatycznie bo rudzielec pobladł i odszedł do swojego brata, który rzucał mi pełne zdziwienia spojrzenia. Ja tylko pokręciłam głową i usiadłam przy ognisku razem z Nevillem, który przyjechał dopiero dzisiaj rano i nie do końca ogarniał co się wokół niego dzieje i Olivera, który przyjechał tu z Lee Jordanem dopiero przed godziną.
- Moi drodzy! Dwa zadania już za wami! Czas na trzecie! Jednakże, zanim ogłoszę co będzie musieli robić przedstawię punktację domów! Za każde pierwsze miejsce otrzymujecie cztery punkty, za drugie trzy punkty, za trzecie dwa no i za ostatnie - czwarte tylko jeden punkt. Zapomniałam wam to wcześniej powiedzieć... - przy ogniskach Ślizgonów dało się słyszeć prychnięcia. - Gryffindor zajmuje pierwsze miejsce z siedmioma punktami! - wiwaty przy ogniskach Gryfonów - Drugie miejsce Ravenclaw z sześcioma punktami! - ogłuszający ryk Krukonów. - Trzecie miejsce Slytherin z czterema punktami! - umiarkowany aplauz ze strony Domu Węża - I ostatnie Miejsce Hufflepuff z trzema punktami! - dzieci z Domu Borsuka wydały z siebie tylko jedno zgodne westchnięcie. - Brawa dla wszystkich! A teraz, trzecie zadanie! - wszyscy wyprostowali się i popatrzyli na McGonagall w największym skupieniu, ale ona ciągnęła dalej swoją wypowiedź jakby mało ją to obeszło. - Przez cały tydzień od dzisiejszej północy, czyli właściwie od poniedziałku do północy niedzieli wasze obozowiska będą atakowały potwory. Waszym zadaniem będzie obronić się przed nimi ponosząc jak najmniejsze straty w dobytku materialnym jak i w ludziach.
- I jak niby przyznacie za to punkty? - zapytał lekceważąco Nott unosząc się ponad wszystkich.
- Właśnie chciałam to powiedzieć panie Nott. Proszę się opuścić i słuchać jakby był pan w pełni kulturalnym człowiekiem - odparowała McGonagall, a ja zauważyłam jeszcze czerwoną ze złości twarz Teodora znikającą w tłumie ubranych na zielono kolegów. - Kontynuując, punkty przyznamy za pomysłowość w walce, za użyte zaklęcia i oczywiście za jak najmniej zniszczeń.
Wszyscy zamilkli. Siedzieliśmy tak parę minut w kompletnej ciszy, aż nagle odezwała się ta ruda dziewczyna z Hufflepuffu. Jak jej tam było? Fairy? Tak, tak, to było takie dziwne imię..
- Która godzina? - jej głos potoczył się po naszych głowach i zamieszkał tam podobnie jak jej taniec.
Był niezwykły. Nieludzki. Przyjrzałam jej się uważniej, ale większość jej ciała przykrywały bardzo długie rude włosy.
- Za dwadzieścia minut północ.
Nie wiem kto to powiedział, ale wszyscy zerwali się na hurra i pobiegli do swoich obozowisk.
Kiedy tam dotarliśmy zostało jakieś pięć minut do północy. Wszyscy weszli jak najszybciej i rzucili się rzucać wszystkie zaklęcia ochronne jakie kto znał. Nagle rozległ się skowyt. Pod murami stało mnóstwo trzygłowych psów. Może nie były tak wielkie jak Puszek, ale wystarczająco duże, żeby Neville zemdlał.
- UWAGA. Siódmoklasiści i pierwszoklasiści trzymają pierwszą wartę! Na stanowiska i pilnujcie, żeby te psiska się tu nie dostały! A cała reszta jazda spać, potem będziecie potrzebni! I niech ktoś ocuci Longbottoma... - wołała Penelopa, a wybrani uczniowie już ustawiali się na stanowiskach celując w bestie różdżki i krzycząc różne zaklęcia.
Ja zajęłam się tym, żeby psy nie zrobiły podkopu. Zaczarowałam całą ziemię pod i koło obozu. Wymagało to ode mnie dużej siły, dlatego gdy skończyłam padłam na ziemię nie będąc w stanie się poruszyć. Około czwartej nasza warta się skończyła i nasze miejsce zajęli drugoroczni i szóstoklasiści, którzy
od razu musieli zająć się szyszymorami, które bardzo chciały abyśmy ogłuchli, bo darły się wniebogłosy. Podałam im zaklęcie uciszające, a sama poszłam spać.
Obudziłam się dopiero około dziewiątej, kiedy Percy przyszedł po Freda i George'a, którzy byli w trzeciej klasie i musieli walczyć razem z piątoroczniakami. Natychmiast pobiegłam robić śniadanie, jako że Katie, która była za nie odpowiedzialna walczyła teraz na murach grodu. Zrobiłam sałatkę warzywną z odrobiną chleba i wysyłałam do walczących partiami. O czternastej znowu nastąpiła zmiana warty. Walczyli tylko czwartoklasiści, jako że tak, czy tak prawie cały obóz był na nogach i w razie czego mogliśmy im pomóc.
O dwudziestej, już po kolacji moja grupa znowu musiała stanąć na warcie tym razem odganiając boginy. Każdy z nich zamieniał się w to czego najbardziej bała się osoba z którą walczył. Ja patrzyłam na martwego George'a.
- Riddiculus! 
Bam! Martwy George zmienił się w martwego Dracona. Bam! Martwy Fred. Bam! Martwy Harry. Bam! Martwa Hermiona.
Mocno się zdenerwowałam, ale jakiś chłopak koło mnie zniszczył mojego bogina.
- Dzięki - wymamrotałam cicho.
- Drobiazg.
***

  Reszta dni wyglądała podobnie. Każdego wieczoru były takie same warty. Nawiedzały nas najróżniejsze, coraz potężniejsze potwory. Niekiedy trzeba było wzywać kolejny rocznik do pomocy. Ludzie byli zmęczeni, a nasze zaklęcia wciąż słabły. Wilkołaki, duchy, sfinksy, akromantule, kraby ogniste, cyklopy... to wszystko atakowało nasze obozowisko każdego dnia i każdej nocy.
Jednak ja najbardziej bałam się tego ostatniego wieczoru. Nie chciałam, żeby nadchodził, tak jak boimy się przed pójściem do dentysty, albo sprawdzianu. Zazwyczaj jednak w końcu chcemy, żeby było po wszystkim. Ja tak nie miałam. Bałam się, że "po wszystkim" stanie się coś strasznego.
No, ale stało się.
Cały obóz szykował się do ostatniego potwora. Wszędzie latały ochronne zaklęcia, ludzie jedli na zapas i umacniali swoje domki. Wybiła dwudziesta trzecia. Nagle dwa smoki, które bezskutecznie próbowały spalić nasze mury, jako że tak kierowałam ogniem, aby zawracał z powrotem do ich paszcz uciekły z piskiem.
Zdezorientowani próbowaliśmy przebić wzrokiem ciemność, ale niepotrzebnie. Naszym oczom ukazał się wielki na jakieś dwadzieścia sześć stóp olbrzym i to nie jeden, a dwa.
Paskudstwo numer jeden podeszło do nas i zamierzyło się pięścią. Wszyscy padli na ziemię. Co prawda nie pomogłoby im to w ochronieniu się przed uderzeniem, ale przed trzęsieniem ziemi, które wywołał olbrzym uderzając o naszą barierę ochronną - owszem. Mimo że była tak mocna można było zauważyć małe pęknięcia rozchodzące się z góry do dołu. Kilka osób wrzasnęło z paniki, ale reszta zachowała zdrowy rozsądek i zaczęło ponawiać uszkodzone zaklęcia. Paskudtwo numer dwa nie było mądrzejsze od tego pierwszego. Rzuciło się na nas całym ciałem, ale zjechało po naszych zaklęciach jak po szklanej kopule. Oba wielkoludy zawyły z wściekłości. Przez całą godzinę kopały, biły i rzucały się na nasz obóz, a my ledwo nadążaliśmy z zaklęciami.
- Za pięć minut północ! - krzyknęła Parvati.
Wiele osób zapewne jej nie usłyszało, ale ci, którzy stali bliżej odetchnęli z ulgą nie przestając jednak ani na moment celować w giganty zaklęciami.
- Drętwota!
- Petrificus Totalus!
- Reducto!
Minuta do północy. Nagle Olbrzymy rzuciły się na nas jednocześnie i spadły na ziemię, ale nasza osłona pękła jak bańka mydlana. Wielkoludy chyba zrozumiały co się stało bo oba sięgnęły po najbliższe osoby jakie dostrzegły. Mnie i jeszcze jedną dziewczynę z piątego roku, po czym uciekły w las. Z nami.

***

  Draco stał przed swoim marmurowym domkiem patrząc ze złością na dwa smoki atakujące ich gród. Za dziesięć minut był koniec zadania, a te bydlęta ziały ogniem jak opętane. To bardzo przypominało mu Jennie. Jej taniec w ogniu. Piękne płonące kwiaty i zwierzęta. Otrząsnął się. Godzinę temu były tu olbrzymy. Udało im się zabrać Notta próbującego odegnać je wiatrem. Malfoy prychnął. Teodor ciągle nic, tylko się popisywał i gadał o jakiejś rudej dziewczynie. Chyba bardzo mu się podobała, ale Draco nie miał zamiaru go w tym wspierać. W końcu Nott robił wszystko, żeby zgasić w nim uczucie do Wood. Rozejrzał się. Wszyscy wracali już do łóżek. Było parę minut po północy. Ślizgo obrócił się i niechętnie wpadł do domku i pod prysznic. Kiedy wyszedł z łazienki wcisnął się do niej cały osmolony Crabbe. Draco prychnął i ułożył się wygodnie w łóżku. Już miał zamykać oczy, gdy odezwał się Zabini.
- Myślisz, że olbrzymy go oddadzą? 
- Nie wiem Blaise. 
- No, ale chyba muszą, no nie? Ja nadal nie czaję jak się robi to cholerne drewno!
Malfoy parsknął w poduszkę, ale nie odpowiedział. Jennie na pewno wiedziałaby jak wytłumaczyć to nawet Zabiniemu. Po chwili zasnęli oboje. Draco z myślą o Jennie, a Blaise o świeżo pachnącym drewnie. 

***

   Olbrzymy oddalały się coraz bardziej od naszego obozu. Próbowałam rzucić na nie parę zaklęć, ale wiedziałam, że to nic nie da. One były za mocne. Druga dziewczyna krzyczała wniebogłosy co wyraźnie drażniło wielkoludów, ale nie dało się jej uciszyć. Wątpiłam, czy nawet zaklęciem uciszającym by się udało.
W końcu doszliśmy do sporej jaskini. Znaczy, sporej to mało powiedziane. Ona była gigantyczna. Pośrodku było widać miejsce na palenisko, a obok niego dwie rozciągnięte na ziemi skóry, które pokrywała wełna. Patrzyłam się na nie zdziwiona myśląc ile trawy musiałoby jeść takie zwierze, ale po chwili się otrząsnęłam. Jak mogłam myśleć o takich głupotach? Zagrażało mi spore niebezpieczeństwo. W jednym kącie było sporo kości, chodź z tego co zauważyłam nieludzkich. Marna to była pociecha, zważając na wielką klatkę przy końcu jaskini. Siedziało w niej parę osób, ale nie mogłam ocenić kto dokładnie, bo byłam jeszcze za daleko. Jeden z olbrzymów zabrał od drugiego dziewczynę z piątego roku i wsadził nas za kraty. Starałam się rozejrzeć, ale było bardzo ciemno. Jedyne czego byłam pewna, że koło mnie siedział Nott, bo jego stalowe oczy patrzyły na mnie z wściekłością, a także jakieś pięć innych osób.
Buchnął ogień. Cedric Diggory i Nott to były jedyne dwie osoby, które znałam.
- Eeeee, jak się nazywacie? - zapytałam cicho.
- Jestem Amanda Greht - powiedziała dziewczyna siedząca obok Cedrica.
Miała długie blond włosy i brązowe oczy. Była ubrana w strój Hufflepuffu, a minę miała taką jakby chciała zwymiotować. Spojrzała na Diggory'ego, który mógłby być jej bratem, gdyby nie inne nazwisko. Z wyglądu był bardzo podobny.
- Ja jestem Anne Fun - rzekła po chwili dziewczyna z mojego domu.
Zastanawiało mnie, czemu nigdy jej nie zauważałam. Miała krótkie brązowe włosy i szare, wyblakłe oczy. Była nieco grubsza i nie za ładna, ale jak nie krzyczała wydawała się całkiem miła.
- Ja jestem Niall, a to Sophie - powiedział chłopiec w stroju Hufflepuffu wskazując jednak na dziewczynę z Ravenclawu. - Ah, to jest Harry.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Harry był Ślizgonem, ale chyba nie przyznawał się do Teodora. Miał ciemne loczkowane włosy, zielone oczy i patrzył na mnie ze zdziwieniem widocznie nie mogąc wydobyć głosu. Niall był blondynem o błękitnych oczach. Uśmiechał się bardzo przyjaźnie, ale ja wolałam trzymać go na dystans. Sophie za to miała granatowe włosy i fioletowe oczy. Wyglądała dziwacznie, ale jej koledzy uważali to chyba za zupełnie normalne, więc nie robiłam na ten temat żadnych uwag.
- Miło mi. Jestem Jennie.
- Wiemy - odpowiedzieli zgodnym chórem.
To również zostawiłam bez komentarza.
- Ktoś ma pomysł jak się stąd wydostać? - zapytał Harry.
Miał taki niski, uspokajający głos, że aż podniosłam brwi do góry.
- Najmniejszego - odpowiedziała Anne.
- Wiecie, myślę, że to jest czwarte zadanie. Odnaleźć nas i uwolnić - powiedział wesoło Niall.
Denerwował mnie.
Ale chyba miał rację.

***

 George biegł ku Zwierzyńcowi, a za nim cała reszta Gryfonów. Olbrzym porwał Jennie i Anne. 
Kiedy dobiegli do Placu Ogniowego Hufflepuff już tam był, Ravenclaw dobiegał, a głosy Ślizgonów było już słychać.
- USPOKOIĆ SIĘ WY MAŁE, PARSZYWE... - wrzeszczał Snape, ale profesor Sprout wsadziła mu garść ziemi do ust. 
Gdyby były to inne okoliczności wszyscy pokładali by się ze śmiechu. 
- Spokój! - krzyknęła profesor McGonagall i wszyscy zamarli. - To jest wasze czwarte zadanie! Znaleźć i odbić tych, którzy zostali pojmani przez olbrzymy. Bez dalszych wstępów - radzę się pośpieszyć.
Wszyscy zgromadzili się wokół największego ogniska. 
- Uważam, że najrozsądniej wybrać po pięciu ludzi z każdego domu i niech oni idą. Jak ruszymy tam z sześcioma setkami ludzi będzie słabo. - powiedział prefekt Krukonów, a reszta pokiwała głowami na znak zgody. - Jacyś chętni?
Dzieci Gryffinodra stanowiły największą grupę chętnych. Ponad połowa domu. 
- Fred, George, Harry, Oliver, James - powiedział Percy. - Wy idziecie. 
- Annabeth, Lou, Darie, Maya, Jack - wyznaczył prefekt Krukonów. 
- Suzanne, Dylan, Liam, Georgie, Celine - mruknął prefekt Puchonów.
- Malfoy, Zabini, Parkinson, Eleanor, Avery - warknął prefekt Ślizgonów. 
Odbicie czas zacząć. 

***

  Grupka ochotników przedzierała się przez chaszcze koło wielkich śladów pozostawionych przez olbrzymy. Gryfoni szli na samym przodem, w końcu odwaga i męstwo to ich fach, tuż za nimi stąpali Krukoni rozmawiający szeptem. Omawiali taktykę, jako najmądrzejsi. 
- Annabeth, nie zrozum mnie źle, ale to beznadziejny pomysł. Oślepić ich? - mówił Lou. 
Był to chłopiec z na oko trzeciej klasy. Miał krótkie brązowe włosy i małe, niebieskie oczy. Był całkiem wysoki, a na dodatek przystojny. 
- Tak, oślepić! - odpowiedziała poirytowana Annabeth, która okazała się niską piątoklasistką o złotych jak, no cóż złoto włosach i zielonych, przebiegłych oczach. - A masz lepszy pomysł?!
- Ja mam, a właściwie mamy - powiedziała Maya wskazując na Darie i Jacka.
Maya była to ciemnoskóra dziewczyna, zresztą bardzo ładna. Miała chyba siedemnaście lat, tak jak jej przyjaciele. Byli rodzeństwem, a dokładniej bliźniakami. Te same granatowe, duże oczy i białe włosy. Tak, białe. Zresztą tak jak wszystko poza oczami i strojem Ravenclawu. 
- Kilkoro z nas odciągnie ich uwagę, przez co wyjdą na dwór i z ukrycia będziemy ich atakować, a wtedy reszta się wemknie do ich pieczary i rozwali to w czym ich trzymają!
George słuchał tej rozmowy z umiarkowanym zaciekawieniem. Poza tym te bliźniaki go przerażały. Przesunął się nieco w tył ku Puchonom. Rozmawiali o tym, co można by było zrobić jak już odbiją obozowiczów. 
- Trzeba się będzie nimi zająć! Na pewno będą głodni... Mamy trochę jedzenia! Zatrzymamy się o drodze do Zwierzyńca i ... - mówiła z przejęciem Celine gorąco dopingowana przez jej chłopaka Liama. 
Oboje byli z szóstego roku. Dziewczyna miała czerwone włosy i czarne oczy. Biała skóra i kolczyk w wardze czyniły ją prześliczną. Nic dziwnego, że - zresztą niczego sobie - Liam z nią chodził. Sam był blondynem z wesołymi piwnymi oczami. 
- Nie, nie. Te potwory będą nas goniły. Nakarmimy ich spokojnie w obozie. Będziemy mogli wykonać im nawet ten taniec... No, ten ludowy, dla Nialla! - powiedziała Georgie szukając wsparcia w Dylanie. 
Oni nie byli parą, ale chyba rodzeństwem. Takie same nosy i zielone oczy, chodź dziewczyna była jasną blondynką, a chłopiec był szatynem. Oboje mieli gdzieś po jedenaście lat. Bardzo młodzi. 
- Sie zobaczy. - warknęła Suzanne.
Była nieco pucułowatą dziewczyną z miedzianymi włosami. Też miała jedenaście lat. George pamiętał ją z Ceremonii Przydziału. 
Znowu się cofnął niezauważony. 
Ślizgoni kłócili się. 
- No jasne, ze trzeba ratować Notta, ale po co reszta? - pytał Avery, a Eleanor kiwała ochoczo głową.
Obydwoje z zimnymi, piwnymi oczami i czarnymi włosami. Nie byli rodzeństwem, prędzej...
- To, że jesteście kuzynami, to nie znaczy, że musicie być tak samo głupi! - palnęła Pansy - Musimy ocalić też resztę! 
George znowu wysunął się na prowadzenie. Widać już było jaskinię olbrzymów. 
Wszyscy zbili się w ciasny okrąg, a Krukoni przedstawili im plan według Mayi i jej przyjaciół. 
- No dobrze. Dziesięć osób będzie z nimi walczyło, a reszta ratować uwięzionych! - dodała na koniec Darie. - To jak?
Wszyscy Gryfoni zgodzili się na walkę. Jak również bliźniaki z Ravenclawu, Zabini, Malfoy i Suzanne. 
 Zrobili niezłego rwetesu i oba olbrzymy wyszły przed grotę. 
- Tutaj ptasie móżdżki! - krzyknął Fred.
Ekipa ratunkowa wdarła się do jaskini. 
- Odsunąć się! - zakomenderowała Annabeth. 
Bardzo zdziwieni porwani obozowicze odeszli od krat.
- Diffindo!
Naraz wszystkie kraty odpadły połamane, a Hogwartczycy mogli uciekać. 

***

  Na pomoc nie czekaliśmy długo, ale wydawało się to i tak wiecznością. W końcu wyrwali się z tej cuchnącej klatki. Niall mocno mnie denerwował. Jak można być tak radosnym w każdej sytuacji?
Doszliśmy już do obozu, a McGonagall przyznawała właśnie punkty za trzecie i czwarte zadanie.
- No, to najpierw trzecie. Pierwsze miejsce oczywiście... Gryfoni! Prawie udało im się obronić przed olbrzymami, a od reszty ani trochę nie ucierpieli! Drugie miejsce Hufflepuff. Za świetne mury z ziemi. Szacunek panno Fairy. Trzecie miejsce Ravenclaw. Dobry pomysł z fosą. Szkoda tylko, że prawie nie utopiło wam się z dziesięć osób. No, a czwarte Slytherin. Nie radziliście sobie, a pan Nott ledwo wykorzystywał swoje powietrzne możliwości! A co do czwartego zadania, to każdy ma pierwsze miejsce. Ciężko ustalić kto wygrał... wiecie, nawet żadnego złamania, nic! Każdy dom robił to co do niego należało. I słusznie! 
Wszyscy byli bardzo zmęczeni, więc właściwie nikt McGonagall nie słuchał, chyba łącznie z nią.
- Idźcie wszyscy w cholerę spać! - warknął w końcu Snape, a ludzie już zaczęli wstawać, ale profesor Flitwick jeszcze nas powstrzymał.
- Ostatnie zdanie, to będzie mecz podwodny! Dwie na dwie drużyny. Musicie wylosować sprzymierzeńców. 
- Gryfoni niech losują. Są pierwsi. 
Podeszłam popychana przed Olivera i wyciągnęłam z worka małą flagę żółtego koloru.
- Gryffindor zagra z Hufflepuffem przeciwko Ślizgonom i Krukonom! A teraz idźcie już! - wrzasnęła profesor Sprout, a wszyscy zgodnie powlekli się do swoich obozowisk. 


***

    Dwa dni temu ledwo przeżyłam porwanie olbrzyma, a Oliver już ganiał mnie na treningi. Tak, podwodne treningi. Większość osób używała albo skrzeloziela, albo zaklęcia bąblogłowy, ale ja po prostu się przemieniałam w coś podobnego do trytona. Pływanie pod wodą na miotle było dzikie. Dosłownie. Non stop ktoś zaplątywał się w wodorosty, albo rzucał w siebie kamieniami. Cóż. Pogodziłam się z Georgem. Wytłumaczyliśmy wszystko sobie, ale z kolei teraz irytował mnie Niall. No bo jak można tańczyć irlandzkie tańce pod wodą grając mecz?
No, ale dotarłam do końca tygodnia. Do ostatniego dnia obozu, który miał zakończyć wielki mecz. Pod wodą były już ustawione trybuny otoczone jakby wielkimi bańkami powie
trza, a widzowie zajmowali miejsca nurkując i podpływając do nich.
Stałam razem z innymi drużynami na brzegu. Kilka osób wyczarowywało sobie bąble na głowie albo połykało oślizgłe skrzeloziele, a ja przemieniałam się jak zwykle w wodną kobietę. Wskoczyłam do wody. Poczułam się jak w innym wymiarze. Widać stąd było Ziemię i gwiazdy. Kilka osób wydało okrzyki, które zamieniły się w bąbelki. Jak przypuszczałam komentator siedział na trybunach. Nie mogliśmy go słyszeć.
Gra się zaczęła. W drużynie Puchonów jako szukający grał Diggory, jako ścigający Niall, Suzanne i Celine, obrońcą był Liam. Pałkarzami byli Dylan i Georgie. Widocznie na odsiecz ruszyła nam po prostu drużyna quidditcha. 
Co do składu Ślizgonów i Krukonów to nie bardzo ogarniałam jak kto się nazywa, oprócz Cho, która grała na pozycji szukającego. 
Gra rozpoczęła się na dobre. Gole leciały jak szalone nie mówiąc już o tłuczkach. Znicza nie było widać. Mecz trwał już z pół godziny. Niektórzy zaczynali się denerwować. Mieli powietrza tylko na godzinę. Kolejne dziesięć minut minęło. Wbiłam w tym czasie gola. Nie wiedziałam ile jest punktów. Nagle przede mną mignął Niall i rzucił kafla przez sam środek środkowej obręczy. Uśmiechnął się do mnie zawadiacko. Rzuciłam mu poirytowane spojrzenie. 
Dwie minuty później Harry złapał znicza. Był koniec meczu.
Wygraliśmy?  

_____________________________________

Okey, rozdział długi i jak dla mnie jak zwykle nuda (cóż). Już w następnym wrócą do Hogwartu, a tam akcja będzie lecieć szybciej jak zapowiadałam >.< Nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział, ale z tym pędziłam jak opętana, więc  z góry przepraszam za wszelkie błędy XD Znowu liczę na wasze komentarze i do kolejnego rozdziału! 
~ Pomyluna Everdeen 


7 komentarzy:

  1. Ogladam HP i czytam twojego bloga naraz, bo yolo xD komnata tajemnic to i tak ta nudniejsza czesc, wiec... xD
    Dobra! Co do rozdzialu! Haha bede szczera i nie bede slodzic. Poczatek mnie lekko nudzil. Jakos to trzecie zadanie... ale juz czwarte lepsze. ;)
    Niall, Harry ♥ i jeszcze Lou, Liam. Brakuje mi tylko Zayna xD masz ich wiecej dawac w tym blogu! XD
    Duzo tych postaci powymyslalas. Nie sposob spamietac! >.<
    Meczyk spoko :))
    Hmm... nie wiem co jeszcze moge napisac, wiec lece ogladac dalej xD
    Pozdrawiam i weny xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Są reklamy, więc komentarz na szybko.
    STANOWCZO ZA MAŁO ŚLIZGONÓW ;_____;
    Jennie kocha Draco, Jennie kocha Draco <3 (wybacz, musiałam :>)
    A jak było to takie: "[...] po czym uciekły. Z nami" To ja takie 'WTF :___:" XDD
    Ach, i ta miłość Snape'a do uczniów <3
    i tak wgl to czemu ja nie umiem pisać długich rozdziałów, a ja nie? :__:
    Okej, krótki komentarz, bo czekam na HP i KT, a ktoś musi spamować snapami, co nie? XD
    Weny!
    Pozdrawiam
    Nieoficjalna :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcia co napisać, fenomenalny rozdział. Genialny był fagnent:
    "(...) słuchać jakby był pan w pełni kulturalnym człowiekiem " :D
    Czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne :) Życzę dużo weny :)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czo ty masz do tych rozdziałów, świetne są! ;) I to nienaganne słownictwo Snape'a XD Tyle ludziów z dziwnymi włosami, ale co tam. Najlepsza ta co ma czerwone ;) I ja czytam i te imiona - Niall, Harry, Liam to takie "What? Czyżby One Direction? 'o' " XD Chyba trochę chaotycznie piszę.
    Rozwala mnie Blaise z tym drewnem :D "Ja nadal nie czaję jak się robi to cholerne drewno!" Szkoda, że już koniec obozu, ale będzie Hogwart ^^ Mam nadzieję, że zrobisz coś ciekawego z tą Komnatą Tajemnic.
    Dobra, może już skończę ;) Ale rozdział świetny! Weny na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam ludzi z dziwnymi włosami haha xDDD A co do tego drewna, to nie wiem co się przyczepiłam xDDDD Ps. Snape'a kocham jak jest taki wredny haha :D

      Usuń
  6. No cześć Dzika Panno :D Nareszcie znalazłam chwilkę i nadrobiłam zaległości. Oba rozdziały są zajebiste :D Nadal uwielbiam Notta :D Proszę o więcej tego jakże przemiłego Ślizgona :D Blaise i drewno, hahah XD Ale i tak Snape jest najlepszy :D Co tam jeszcze? A no tak, Jennie i Draco, Draco i Jennie XDDD
    Weny życzę i cieplutko pozdrawiam :D

    Mopsicaa :3

    OdpowiedzUsuń