niedziela, 8 czerwca 2014

Tom II. Rozdział Trzeci. Przyjaźń vs przyjaźń

     Draco stał właśnie przy największym oknie swojego pokoju, które wychodziło na ulicę i patrzył na mocno udeptaną drogę, na której gdzieniegdzie przebijały się kępy trawy. Tego dnia było wyjątkowo parno i nawet najlżejszy wietrzyk nie zmącił tego żaru wyczuwalnego w powietrzu. Mimo to w pokoju młodego Malfoya było - zresztą jak zawsze - chłodno i mrocznie. Ślizgon zerknął przez ramię. Ściany czarnego koloru kojarzyły mu się bardzo z Jennie, choć sam nie wiedział dlaczego. Jego wszystkie meble były zielone lub szaro-srebrne, a na ładnym mahoniowym stoliku znajdowała się delikatna stalowa klatka z Salazarem. Znowu spojrzał na ulicę. Nic nie przerywało panującej tam ciszy, oprócz krzyków ptaków. Nagle dało się słyszeć pyknięcie jakie zwykle towarzyszyło aportacji. Stalowe oczy Draco przemknęły po wszystkich domach i ogrodach w zasięgu wzroku i spoczęły na trawniku przed domem Woodów gdzie zauważył dwie równie niskie i chude osoby z czarnymi jak smoła włosami.
Jennie i Potter.
Dziewczyna jednym ruchem rozplotła ciasny kok i i stanęła koło Harry'ego. Dracona nagle uderzyło ich niezwykłe podobieństwo. Oprócz wszystkich wyżej wymienionych cech mieli też bardzo podobne zielone oczy, takie same małe nosy i bladą skórę. Malfoy wzdrygnął się. Nie. Jego najlepsza przyjaciółka i wróg podobni? Nie, nie. Po co.
- Draco, pozwól na moment.
Ślizgon drgnął. Za każdym razem jak wołała go matka miał dziwne uczucie, że jest ona dla niego kimś obcym, ale posłusznie ruszył ku równie mrocznemu co jego pokój salonowi.

***
- Ale ładnie jest w twoim domu! - krzyknął do mnie Harry rozglądając się po salonie.
- Dzięki. Chodź na górę. Możesz spać w pokoju gościnnym.
Młody Gryfon pokiwał ochoczo głową i chwilę później schodziliśmy już z drewnianej drabinki.
- Na prawo - powiedziałam i poprowadziłam go wzdłuż rzędu najróżniejszych drzwi.
W końcu stanęliśmy przed wrotami z jakiegoś jasnego drewna i weszliśmy do środka.
Wszystko było tutaj urządzone w starym stylu, że też Skrzątka musiała wybrać ten pokój.
Na środku stał dosyć duży stolik, a na nim wazon z kwiatami samarii, które, gdy tylko się je dotknęło zaczynały latać niczym ptaki. Po lewej stronie stało dosyć duże łóżko z czarnego mahoniu pościelone lekkimi, czerwonymi kołdrami i równie szkarłatnym baldachimem. Po prawej zaś stronie stała komoda z dużym staroświeckim lustrem. 
- Bardzo tu... eeee... miło - powiedział Harry niepewnie stąpając po haftowanym dywanie.
- Przepraszam, to moja skrzatka wybierała ten pokój. Wyjątkowo go lubi - powiedziałam nieśmiało. - Z tego co pamiętam jest tu całkiem niezła łazienka.
Rzeczywiście. Czarne kafelki i nowoczesne sprzęty wynagradzały nieco przerażające wnętrze sypialni.
Uśmiechnęłam się i oznajmiłam, że zacznę już wstępne pakowanie, a Harry pochwalając moją decyzję zaczął z zainteresowaniem przyglądać się swojemu kwiatkowi.
 Kiedy jednak weszłam do pokoju na parapecie zauważyłam starą, wynędzniałą sowę, która chyba zasnęła z dziobkiem opartym o moje okno. Uniosłam brwi do góry po czym wzięłam ją ostrożnie na ręce, sciągnęłam list i umieściłam w klatce Edgara blisko miseczki z wodą.
Jak się domyśliłam był to Errol, stary puchacz Weasleyów.

Droga Jennie!
Nie uwierzysz, jadę z Fredem na obóz! Okazało się, że Percy nie płaci, bo i tak musi jechać jako perfekt, o przepraszam... PREFEKT, a Ron ostatnio podpalił swoje ubrania i rodzice się wkurzyli, więc nie jedzie. Może to słabo, ale trzeba być Ronem... w sensie idiotą, żeby wpaść do kominka, bo zobaczyło się pająka! 
Trzymaj się
George

Uśmiechnęłam się sama do siebie i pobiegłam do Harry'ego. Kiedy ten dowiedział się o Ronie zrzedła mu mina.
- Ale jak to Ron nie jedzie? 
- No wiesz, bardzo mi przykro...
- Mi też.
Po błysku w jego zielonych oczach wyczułam, że nagle stracił całą ochotę do wyjazdu.
- Oj przestań, będzie fajnie! I Hermiona też...
- Ona nie jedzie.
- Czemu?! 
Popatrzyłam na Gryfona ze skrajnym zdumieniem. Nie wiedziałam, że Granger ma nie jechać.
- Chyba jej rodzice chcą z nią spędzić wakacje w Irlandii u jakiś wujków czy coś..
- Szkoda.
Zamilkliśmy. Zaczynało robić się późno, więc zeszliśmy na kolację i do końca dnia już nie rozmawialiśmy. Nie miałam zamiaru się pakować. Zostało na to jeszcze pięć dni. 

***
 Harry był w domu Jennie od jakiś czterech dni. Pojutrze mieli już wyjeżdżać, ale on nie miał na to najmniejszej ochoty. Był już od dawna spakowany i bardzo mu się nudziło. Jego przyjaciółka od rana do nocy biegała po całym domu szukając swoich rzeczy, a Harry dziwił się jak można było porozrzucać tak to wszystko na każdej powierzchni. Niekiedy wychodził na dwór i oglądał przeróżne dziwne rośliny, które tu rosły oraz wchodził do dużej "dżungli" w której znajdowały się najróżniejsze wielkie drzewa, jeziorka, wodospady i drogi prowadzące czasami długimi mostami w koronach drzew. Dziwił się, jak mugole nie zwrócili na to jeszcze uwagi, ale Jennie objaśniła mu, że na cały jej ogród (o ile można było go tak nazwać) rzucono zaklęcie mylące, dzięki któremu zwykli ludzie widzą tylko trawnik i parę krzaków. 
Ostatniego dnia przed wyjazdem Jennie oświadczyła, że ma wszystko spakowane poza rzeczami, które będą jej jeszcze potrzebne jak chociażby szczoteczka do zębów, więc postanowiła pokazać Harry'emu okolicę.
Już o dziewiątej rano byli na nogach i wychodzili z domu. Zaczęli iść spokojnie ulicą, gdy nagle z jednej z bram wychylił się wysoki, chudy chłopiec o czarnych włosach i stalowych oczach.
- Posłuchałaś mnie.
To nie było pytanie. Raczej stwierdzenie.
- Nie, nie posłuchałam ciebie Nott - odpowiedziała Jennie, a Harry uniósł brwi do góry, już nawet nie pamiętał jak wygląda ten niezbyt przyjemny Ślizgon. - Harry jest u mnie z pewnych powodów, ale na pewno nie dlatego bo chcę się odizolować od Dracona!
Teodor prychnął, a z nim naraz nieco niższy chłopiec o równie szarych i zimnych oczach oraz tlenionych włosach, który wyłonił się zza drugiego końca bramy.
- Dra...
- Nie waż się wymawiać mojego imienia.
Jennie zamknęła małe usta. Była wściekła. Jej włosy zaczynały nabierać barwy ognia, a soczewki jej oczu płonęły dziwnym blaskiem. 
- Bawisz się w bazyliszka Wood?
- Dosyć. - powiedział Harry stanowczo i złapał przyjaciółkę za rękę. - Nie jesteście warci rozmowy z nią.
Po czym oboje wrócili biegiem do dopiero opuszczonego Wood Manor.
Kiedy stanęli już w chłodnym korytarzu naprzeciwko pokoju dziewczynki i złapali oddech była w stanie wykrztusić tylko krótkie "Dzięki" po czym poszła do swojego pokoju.
Harry nieco zmartwiał. Przez niego, a właściwie przez jego obecność Jenn miała kłopoty. On wcale tego nie chciał. Z opuszczoną głową ruszył ku swojemu mrocznemu pokojowi zastanawiając się, co dać jej na jutrzejsze urodziny.
***
  Obudziłam się już o szóstej, jako że wczoraj poszłam bardzo wcześnie spać. Nie zjadłam kolacji. Nie rozmawiałam z Harry'm. Nic. Tego dnia były moje urodziny, a byłam pokłócona z Draco. Szkoda, ale to nie ja robiłam jakieś problemy, kiedy on wolał zadawać się z Parkinson, a nie ze mną. Po prostu to olałam, a potem jakby nigdy nic przyjaźniliśmy się dalej. Za to ten od razu traktuje mnie jak najgorszą szlamę.
Zerknęłam z ciekawością na kupkę prezentów, które leżały koło mojego łóżka. Ześlizgnęłam się na dywan i chwyciłam najbliższą paczkę. Jak się okazało była to ręcznie robiona bluzka z krótkim rękawkiem i wyszytą na niej miotłą oraz trochę domowych babeczek. Bardzo smacznych zresztą. W kolejnym pakunku odnalazłam bransoletkę od bliźniaków i Rona, która zmieniała kolor wraz ze zmianą nastroju oraz karteczkę "Będzie pasować ci do włosów." Zachichotałam. Od Hermiony tradycyjnie dostałam książkę o bardzo zniechęcającym tytule " O najsławniejszych twórcach zaklęć z X wieku". Rodzicie widocznie nie wiedzieli co mi kupić bo dostałam nową miotłę Nimbusa 2001. Nie byłam tym jakoś zachwycona, zważając na to, że mój stary Nimbus nadal świetnie nadawał się do latania. Od Olivera dostałam za to komplet nowych piłek treningowych. To dobrze, bo te które miałam już dawno się zniszczyły, a Oliver im w tym pomagał zmuszając mnie do ciągłych treningów. Zostały jednak jeszcze trzy prezenty, a ja nie miałam pojęcia od kogo mogą być, więc chwyciłam ten najbliższy. Była to torba słodyczy z Miodowego Królestwa od Zabiniego. Miło. Następna paczka była mała, ale dosyć ciężka. Od Malfoya. Uch. W środku były dwie figurki. Jedna przedstawiała mnie, a druga jego. Teraz obie były smutne, a może nawet złe i stały do siebie plecami. Prawie od razu zrozumiałam, że przedstawiały one nasze emocje względem siebie, a byliśmy pokłóceni. Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po ostatni tobołek. Była to zielona sukienka ze srebrnymi dodatkami. Bardzo ładna, ale nie miałam pojęcia od kogo. 
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
To Harry wpadł do pokoju przyprawiając mnie o palpitacje serca. Po czym przytulił mnie i wręczył mi bukiet najróżniejszych kwiatów. Były piękne. Kiedy dotknęłam jednego z nich natychmiast się rozwinął, a w środku leżał przepiękny migoczący kamień.
- Księżycowy? - zapytałam cicho. 
Wiedziałam, że ma wyjątkowe właściwości magiczne.
- A jak!
Resztę dnia spędziliśmy razem przechadzając się w moim ogrodzie i jedząc wszystkie owoce, które nawinęły się nam pod ręce. 
W reszcie około piętnastej poszliśmy po swoje kufry i za dwie trzecia staliśmy przed domem oczekując transportu.
Nagle przed nami wylądował duży pojazd zaprzężony w ... nic, a konkretniej jakieś niewidzialne stworzenia, bo widzieliśmy wiszące w powietrzu uprzęże. Drzwi otworzyły się same i zdumieni weszliśmy po schodkach do środka. Było tu mnóstwo miejsca. O wiele więcej, niż można by się spodziewać po takiej "karecie". Po obu stronach rozciągały się jakby dwa gigantyczne salony z mnóstwem kanap, foteli oraz stolików z jedzeniem i piciem. Po chwili pojazd ruszył, a ja wraz z Harrym zaczęliśmy rozglądać się za wolnymi miejscami, gdy zauważyliśmy dwie ognisto rude czupryny i machające ku nam ręce. Natychmiast popędziliśmy ku bliźniakom, którzy widocznie zajęli nam dwa fotele. Kiedy usiedliśmy George zaczął pytać nas o wakacje, ale nie mieliśmy za wiele do opowiedzenia w przeciwieństwie do niego i Freda. Od kilku dni walczyli z panią Weasley o możliwość pojechania na obóz.
- Nie chciała nas puścić, bo boi się, że narobimy dymu - stwierdził Fred mrugając do mnie porozumiewawczo. 
- I chyba się nie zawiedzie, co? - zapytał Harry smętnie.
- No raczej - odpowiedzieli naraz rudzielce. 
Po godzinnej pogawędce i kilkukrotnym zatrzymaniu się po innych uczniów dotarliśmy na miejsce, ale kolejne dwadzieścia minut minęło zanim wszyscy zdążyli wygramolić się z pojazdu. 
Z ulgą powitałam czyste powietrze i drzewa nad głową. Byliśmy w jakimś lesie, a kawałek dalej widać było morze. 
- Cicho tam pędraki! Brać no swoje toboły i szybko za mną! Ruchy! - krzyczał Hagrid wskazując na dużą bramę w wysokim ogrodzeniu z drewnianych pali. 
Przyjechała ponad połowa uczniów Hogwartu, a może nawet dwie trzecie, więc zrobiło się nieco zamieszania, ale po chwili wszyscy ruszyli za Hagridem. 
Naszym oczom ukazało się wielkie obozowisko. Bardzo dużo miejsc na małe ogniska i jedno na duże. Za nimi widać było drewniany domek, w którym zapewne mieszkali opiekunowie domów, stojący teraz na końcu polany.
- Drodzy uczniowie! - powiedziała profesor McGonagall wielokrotnie wzmocnionym przez zaklęcia głosem. - Witajcie na Obozie Czterech Bestii!

__________________________________

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał :) Następny będzie ciekawszy, obiecuję, tylko, że nie wiem kiedy :D Nie zapomnijcie napisać jak wam się podoba, a więc zostawić komentarza :D Dziękuję wszystkim, którzy są ze mną tak długo <3
Do następnego rozdziału!
~ Pomyluna Everdeen

5 komentarzy:

  1. Pfy. Ty przebiegła ty ;___;
    I nie narzekaj, bo rozdział nie jest nudny ;^;
    Nie mam pojęcia jak to całe zło się w tobie mieści ;____; Ale oni się dalej będą przyjaźnić, prawda? To znaczy, będą się przyjaźnić według ciebie (bo dla mnie to się przyjaźnią cały czas :3) XD
    WENY!
    Pozdrawiam
    Nieoficjalna :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie. Po co. xDDDDD
    Irlandia <3
    Draco i Jennie znowu pokłóceni no ;-; niech się ogarną xD
    I Jennie dostała świetne prezenty :3
    Nie wiem co tu jeszcze pisać. Mam mały zasób słów.
    Ooo! Mnie tam się pokój Harry'ego podoba. Mroczna ja xD
    Eeee... dobra to ja pozdrawiam i weny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział! :3 Rozdziały, w których nie dzieje się zbyt dużo są niezbędne do budowania akcji, także nie przejmuj się ;)
    Draco i Jen znowu sa obrażeni ;_; Nie mogę się doczekać, kiedy ich pogodzisz. Nie mogę też doczekać się, kiedy zacznie się coś dziać. Nie mogę doczekać się akcji Freda i Georga. Nie moge doczekac się, kiedy wrócą do Hogwartu. Nie mogę doczekać się nastepnego rozdziału ♥
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny ;) Zrób jakieś akcje z Fredem i Georgem XD A ja lecę nadrobić rozdział, weny!

    OdpowiedzUsuń