środa, 11 czerwca 2014

Tom II. Rozdział Czwarty. Cztery Bestie i Żywioły.

  Wszyscy zaczęli bić brawo, ale McGonagall uciszyła ich jednym ruchem ręki, po czym poprawiając tiarę zaczęła mówić.
- Jak zwykle będziecie podzieleni na drużyny. Oczywiście według domów. W lesie są cztery obozowiska. Wszystkie inne i z innymi warunkami. Taki jaki pierwszy zajmie wasz dom taki będziecie mieli. Znajdziecie tam obozowe ubrania. Będzie was tu czekało sporo zadań i rywalizacji, a także pokazy umiejętności. Cztery Bestie o których jest mowa w nazwie obozu oznaczają zwierzęta reprezentujące wasze domy, ale oczywiście stworów jest tutaj o wiele więcej. I nie mówię, że nie mogą was zaatakować. My będziemy tylko jako sędziowie i informatorzy, ewentualnie uzdrowiciele w ciężkich przypadkach. Dzisiaj o dwudziestej przybądźcie tutaj na ognisko i po pierwsze zadanie. Możecie używać czarów, ale nie za mocnych. Podstawowe zaklęcia. Jakby coś było nie tak my będziemy o tym wiedzieć. Czas na zajęcie obozowiska... START!
 Naraz wszyscy złapali swoje kufry, walizki i torby i pognali do lasu. Razem z bliźniakami, Harry'm i innymi Gryfonami ruszyliśmy na zachód. Po kilku minutach biegu dotarliśmy do czegoś co wyglądało jak mała forteca otoczona drewnianym murem. Wrota wejściowe były otwarte.
- Wchodzimy! - krzyknął Fred, a reszta mu zawtórowała i minutę później wszyscy byli we wnętrzu, a ostatni uczeń zamknął bramę.
To co ujrzałam kompletnie mnie zaskoczyło. Była nas połowa domu, czyli około stu pięćdziesięciu osób. Przed nami rozpościerało się kilkanaście pięcioosobowych domków i jeden duży, na może z dwadzieścia. Domyśliliśmy się, że reszta będzie musiała upleść sobie szałasy, więc rzuciliśmy się wgłąb małych uliczek odgradzających od siebie chatki. Biegłam na sam koniec oddalając się od największego domku i jeszcze jednego, który okazał się być salą narad. Były tam również łazienki.
Dobiegłam do ostatnich domków i wpadłam do jednej z chatynek. Wszystko było z drewna, podobnie jak cały "gród". Znajdowały się tu dwa piętrowe łóżka i jedno osobne, ale zanim zdecydowałam gdzie będę spać do pokoju wpadli bliźniacy i Harry.
- Ja na górze! - krzyknął George i po chwili był już na górnym łóżku i kładł się na czerwonej pościeli.
- A niech cię.. - warknął Fred, ale posłusznie usiadł na dolnym posłaniu.
- Ja wolę to pojedyncze... czasami rzucam się w nocy i wolałbym nikogo nie zwalić z łóżka... - powiedział cicho Harry rzucając swój kufer na wybrane miejsce.
Przytaknęłam i ruszyłam drabinką na górne posłanie drugiego piętrowego łóżka.
- Mamy jeszcze jedno wolne - zauważyłam spokojnie.
- Spoko, zaraz kogoś znajdę..- zaczął Fred, ale ja przerwałam mu bezceremonialnie.
- Co to, to nie. Ja chcę mieć tu jakąś dziewczynę!
Bliźniacy uśmiechnęli się chytrze, ale nic nie powiedzieli, więc wyszłam przed nasz domek. Po środku uliczki stała załamana Parvati Patil dla której widocznie nigdzie nie było już miejsca.
- Chodź. U nas jest jedno wolne - powiedziałam niechętnie.
Nie przepadałam za hinduską. Ta jednak rozpromieniła się i wpadła mi ramiona po czym usadowiła się na swoim posłaniu.
- Do dwudziestej jeszcze godzina. Co wy na to, żeby pograć w partyjkę eksplodującego durnia? - zapytał George.
- Jak dla mnie super! - powiedziała Parvati trzepocząc rzęsami.
Zapowiadał się długi wieczór.
***
 Draco siedział w swoim pokoju. Dom Węża zdobył obozowisko, w którym w każdym domku była łazienka, pościele były jedwabne, a chatki wykute z marmuru. Do ogniska została jeszcze godzina. Crabbe i Goyle rozmawiali cicho w kącie, a Teodor próbował wytłumaczyć Blaisowi jak powstaje drewno.
- Po prostu tną drzewo na kawałki i je obrabiają. CZY TO JEST TAKIE TRUDNE? 
Młody Malfoy postanowił przejść się i zobaczyć resztę obozu. Kiedy wyszedł i zrobił zaledwie parę kroków dopadła go Pansy Parkinson, po czym stwierdziła, że świetnym pomysłem będzie pospacerowanie z Draconem. On zgodził się na to skinięciem głowy, ale już chwilę później tego pożałował, jako że Pansy zaczęła mu opowiadać o swoich problemach czego nie znosił. Pragnął już, aby coś zaczęło się dziać.

***

Zmierzaliśmy już ku bramie obozu. W kilku miejscach powiewały flagi z godłem Gryffindoru, a domki przybrały szkarłatnego lub złotego koloru. Obejrzałam się za siebie i zauważyłam, ze brakuje Freda, ale zanim zdążyłam to głośno obwieścić zdążył już wrócić.
- Poszedłem zasięgnąć języka. Prefekci rzucili już podstawowe zaklęcia obronne na nasz obóz, ale dokończą to jak wrócimy. Mówili też, że mamy nazbierać w drodze powrotnej trochę gałązek, to zrobią z nich lampy, bo będzie tu mega ciemno - powiadomił nas rudzielec.
Kiwnęłam głową i dołączyłam do grupy wychodzących Gryfonów. Zastanawiałam się jak dojedziemy stąd aż nad morze, ale kiedy minęłam bramę było to dla mnie jasne. Droga którą tu przyszliśmy była oświetlona setkami elfów latających wokół nas i siadających nam na włosach i ubraniach obozowych, na które składały się krótkie, czerwone szorty i szkarłatny T-shirt. Okazało się, że droga zajęła nam jakieś dziesięć minut. Właśnie jak mieliśmy usiąść przy ognisku z przeciwnej strony nadbiegli Ślizgoni. Bezwiednie zaczęłam rozglądać się za Draco, ale Parvati pociągnęła mnie za rękę pokazując miejsce koło niej i Harry'ego. Uśmiechnęłam się krzywo i klapnęłam na ziemię okrytą kocem.
Wszyscy już byli i wkrótce przed nami pokazali się nauczyciele oraz kiełbaski, które dostały zdecydowanie głośniejszy aplauz od nauczycieli.
Kiedy wszyscy zjedli wpadli w znakomity humor, ale gdy wstała profesor McGonagall wszyscy umilkli.
- Moi drodzy. Będziemy tutaj przez pięć tygodni i czekać was będzie pięć głównych zadań. Na każde z nich będziecie mieli mieli tydzień zgodnie z zasadami szlachetnej matematyki.  Pierwsze z nich będzie dotyczyć Czterech Bestii, które będziecie musieli ujarzmić, mam nadzieję, że każdy zna to słowo... Znajdźcie tą bestię w lesie i obłaskawcie do tego stopnia, aby móc przyprowadzić ją do nas do domku bez większych strat w ludziach. Liczy się szybkość i jakość - w sensie stopień obłaskawienia. Każdy dom ma inną bestię. Gryffindor lwa.
Pomruki przy naszej części ognisk świadczyły o tym, że z góry mamy najtrudniejsze zadanie.
- Slytherin węża - powiedział Snape zza swoich tłustych włosów.
- Ravenclaw orła - rzekł Flitwick swoim piskliwym głosem.
- A Hufflepuff borsuka - dodała pani Sprout z wesołym uśmiechem.
No tak. Jej dom miał najłatwiej.
- Jeżeli skończyliście już jeść to idźcie spać. Jutro będzie pracowity dzień - obwieściła McGonagall i razem z innymi nauczycielami rozpłynęła się w ciemnej mgle.
Zanim jednak nasz grupa wstała podbiegł ku nam Percy Weasley i zaczął bardzo szybko mówić.
- Potrzebuję ludzi do wyśledzenia gdzie inni mają obozy. Jacyś chętni?
- Ja pójdę! - powiedział natychmiast Fred.
- Ja też - dodał Harry.
Parvati chwilę się namyślała, ale w końcu postanowiła pomóc.
Ja i George wróciliśmy do obozu.
Po drodze zbieraliśmy patyki i rozmawialiśmy szeptem o czekającym nas zadaniu.
- Pewnie wybiorą tych najstarszych - stwierdził George.
- Czy ja wiem, raczej najmężniejszych....
- I najprzystojniejszych w całym królestwie!
Zaśmiałam się. To był cytat z mojej ulubionej bajki. Nagle za krzakami coś zaszeleściło i zauważyłam błysk oka. Szarego, zimnego oka.
- Drętwota!
Znieruchomiało.
- To Nott, Teodor Nott! - stwierdziła Angelina Johnson podchodząc do leżącego chłopca.
- Na pewno nas szpiegował.
- Co z nim zrobimy?
- Zabijemy go?
Nikt nie mógł wymyślić stosownej kary. W końcu głos zabrałam ja.
- Wyślemy go do jego obozu. I MÓWIĘ TO TEŻ DO CIEBIE ERNIE.
Mały, nieco gruby Puchon uciekł w stronę przeciwną do naszego obozu, a za nim pognała Cho Chang z Ravenclawu. Uśmiechnęłam się pogardliwie.
- Wingardium Leviosa!
Nott poszybował ku wchodowi.
Kiedy dotarliśmy do obozu pomogłam Penelopie Clearwater, która była drugim prefektem wyczarować płomień na gałązkach oraz pokazałam jej kilka zaklęć ochronnych, po czym wróciłam do domku rozstawiając płonące lampki. Po drodze spotkałam George'a, który widocznie szedł pod prysznic.
- A ty co?
- Użyję zaklęcia myjącego. Śpiąca jestem - odpowiedziałam na zaczepkę i rzeczywiście tak zrobiłam. Ubrałam się szybko w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Po kilku minutach już spałam.

***

  Teodor Nott tego wieczoru był w beznadziejnym humorze. Ta mała zdrajczyni własnej krwi upokorzyła go przed wszystkimi Gryfonami, a oni na pewno rozpowiedzą to wszystkim innym.
Ze złością zakręcił kran i wyszedł z pod prysznica, ubrał się w piżamę i wyszedł z łazienki. Za nim natychmiast wepchnął się brudny do granic możliwości Zabini, którego dziewczyny oblały błotem, za to, że na ognisku podłożył pod ich koc pająka. 
Nott marzył o oswojeniu węża, ale wiedział, że nie dostanie takiej szansy. Był za młody. Wdrapał się na swoje wielkie łoże i wsunął się w jedwabną pościel.
- Opowiedz mi jeszcze raz.
To Malfoy. Teodor opowiedział mu o tym, jak Jennie go potraktowała i jak rozmawiała z Weasleyem.
- Nic ci nie opowiem. Idź spać.
- Na prawdę tak dobrze się dogadują? - dopytywał Draco.
- TAK. Lepiej od ciebie. Zrozum. Znajdź sobie inny obiekt westchnień - odpowiedział Teodor przewracając oczami i je zamknął.
Chwilę później już spał.

***

- Od pięciu dni ci idioci nie znaleźli tego cholernego lwa! - stwierdziłam pewnego ranka pomagając Katie Bell przygotować śniadanie dla obozowiczów.
- No wiem - mruknęła Gryfonka odstawiając garnek z mlekiem na stół. - Ani ci z siódmego, ani szóstego, ani z piątego roku! Porażka życia! 
Zaśmiałam się nerwowo i odwróciłam wzrok. Faktycznie. Od pięciu pełnych dni nic się nie wydarzyło, a mi nawet nie pozwolili wyjść poza bramy obozowiska. 
- Może poszukam go na własną rękę.
- Oszalałaś.
Wzruszyłam ramionami.
- To tylko taki pomysł... wiesz... żartowałam...
Katie pokiwała głową nakładając smoczą jajecznicę na talerze i dodając do nich pokrojony owoc bulbi. 
Mimo że rzeczywiście nie zamierzałam szukać lwa na własną rękę ten pomysł utkwił mi w pamięci i nie dawał spokoju, a gdy wieczorem zauważyłam, że ktoś zapomniał zamknąć bramy poczułam niesamowitą ochotę wyjścia. I o dziwo - zrobiłam to. Byłam tym tak zaskoczona, że nie zauważyłam nawet dokąd idę, a mimo to nie miałam poczucia zagubienia. Jakby coś ciągnęło mnie wgłąb ciemnego lasu. Minęłam wielki głaz i okrążyłam go kilka razy. Co powinnam teraz zrobić? Wyjęłam różdżkę i puknęłam nią w kamień mrucząc "Ostende mihi" co po angielsku znaczy "Pokaż mi". Nagle głaz stał się półprzeźroczysty, a w jego wnętrzu zauważyłam śpiącego lwa. Nagle zwierze poderwało się i przeskoczyło przez kamień lądując koło mnie. Było olbrzymie. Nie wiedziałam wprawdzie jakie rozmiary mają te zwierzęta, gdy są niemagiczne, ale ten robił imponujące wrażenie. Gigantyczny łeb z wielkimi zębiskami, bardzo masywne cielsko rozciągnięte wszerz na jakieś dwa metry, a na wysokość około półtora metra. Patrzyło na mnie dzikim wzrokiem.
Aliquam ut leo. Nolo malum vestrum - powiedziałam drżącym głosem. 
Wiedziałam, że do magicznego zwierzęcia najlepiej przemawiać w łacinie, ale ze zdenerwowania nie wiedziałam, czy powiedziałam "Spokojnie lwie. Nie pragnę twego zła." jak zamierzałam, czy może "Spokojnie lwie. Trampki nie wyglądają źle w zimie." co zresztą byłoby kłamstwem, bo przecież wyglądają okropnie. 
- Novi quid vis, iuvenes veneficus. - odpowiedział lew. 
Przeklęłam się w duszy, że nie uczyłam się tak pilnie łaciny, ale za szczęście trochę zrozumiałam. Chodziło mu o to, że wie po co przyszłam. 
- Tu liberum? - zapytałam nieufnie. 
Nie wiedziałam, czy da się oswoić, a pytanie go o to prosto z mostu wydało mi się co najmniej śmieszne, ale co innego mogłam zrobić?
- Iam pridem. 
Otworzyłam ze zdumienia usta. "Już dałem." Przecież to nie mogło być takie proste!
- Quid ita? - warknęłam, co miało znaczyć "Jak to?".
Et ut cognovit quod de periculo te fortitudinem meam, et virtutem et dignitatem.
Zgupiałam patrząc z nutą goryczy na lwa. Nie zrozumiałam. 
- Czy ty nie możesz mówić po angielsku? - jęknęłam z rozpaczą. 
- Znalezienie mnie kosztowało cię męstwa, odwagi i szlachetności. 
- Taaaaak?
- Tak, a o to chodziło w tym zadaniu. 
Lew patrzył na mnie chwilę. Poklepałam go nieśmiało po głowie, a ten zamruczał i zmienił się w mały kamienny posążek, który zabrałam do obozu. 
  Nie da się ukryć, że nikt nie uwierzył w moje opowiadanie, dopóki nie pogłaskałam znowu kamiennego lwa, a on ożył. 
Cóż. Wtedy już nikt nie miał żadnych wątpliwości. Popędziliśmy do domku nauczycieli. Niestety nie byliśmy pierwsi. Jak się okazało Krukoni przyprowadzili swojego orła już drugiego dnia, gdyż wypatrzyli go na niebie i zlokalizowali jego gniazdo. Było bardzo wysoko, więc skonstruowali buty do wspinania się na drzewa, a ptak docenił ich mądrość i wyobraźnię, więc dał się oswoić. 
No, ale byliśmy drudzy, a w dodatku z jednym z dwóch najniebezpieczniejszych zwierząt. I nie, nie mówię tutaj o borsuku. Profesor McGonagall była zadowolona, a nasza delegacja musiała poczekać na inne domy na polanie koło domu nauczycieli, który zaczęliśmy nazywać Zwierzyńcem. 
 Następnego dnia Puchoni przyprowadzili borsuka, który dał się obłaskawić dzięki trosce i przyjacielskości dzieci Hufflepuffu, jako że miał on zranioną łapkę, a oni rzecz jasna ją wyleczyli. 
Ostatniego dnia zadania przybyli Ślizgoni. Jeden był niesiony przez dwóch innych, a z jego nogi kapała jakaś ciecz lekko zabarwiona na czerwono... krwią.
Trucizna.
Starałam się dojrzeć kto to, ale gdy zobaczyłam tlenione włosy i stalowe nieruchome oczy zemdlałam. 

***

  Obudziłam się trzy dni później w moim obozowym domku. Otrzymaliśmy drugie miejsce w pierwszym zadaniu, jako że przyprowadziliśmy lwa jako drudzy, a był bardzo dobrze oswojony.
- Ile byłam nieprzytomna i dlaczego? - zapytałam, gdy upewniłam rozhisteryzowaną Parvati, że wszystko ze mną dobrze.
- Gdzieś z trzy dni. Myślimy, że to dlatego, bo zobaczyłaś ranę Malfoya... - odpowiedział Harry z niechęcią w głosie.
Zadrżałam.
- A co z nim?
- Pogryzł go wąż, ale wszystko jest okey. Mamy już kolejne zadanie - dodał George, żeby jak najszybciej zmienić temat.
- JAKIE? - wrzasnęłam.
Nie mogło mnie ono przecież ominąć!
- Cóż. Każdy z domów musi wybrać jednego przedstawiciela, który będzie umiał władać jednym z... jak to się nazywa? Aha, chyba żywioły przyrody, czy jakoś tak. No wiesz.. woda, ogień, ziemia i powietrze. Każdy dom losował moc. My wylosowaliśmy ogień - wytłumaczył Fred.
- I co? Kogo wybraliście?
- Wiesz.. - tutaj Fred spojrzał na George'a. - Chyba każdy w obozie próbował po kilka godzin, ale nikomu się nie udało. Do tego trzeba mieć jakiś dar, czy coś. Liczyliśmy na to, że jak się obudzisz to spróbujesz..
- Jasne. Kiedy?
Wszyscy wytrzeszczyli na mnie oczy.
- W każdej chwili. Możesz nawet teraz, ale jak ci się uda, będziesz musiała zrobić jakiś dziki pokaz z tym ogniem, czy coś... - mruknęła Parvati.
- Spoko.
Wyszliśmy na dwór i moi przyjaciele poprowadzili mnie do prefektów, którzy rozniecili na środku placu przed domkiem z kuchnią dość duży ogień.
Stanęłam przed nim, a za mną ustawiła się spora widownia. Skupiłam swoje myśli na iskrach, na językach płomieni na żarze wydobywającym się ze środka i uniosłam lekko różdżkę mrucząc pod nosem.
- Sicubi.
Ogień posłusznie urósł w górę.
- Ad dexteram!
Płomienie zafalowały w prawo.
Wszyscy przyglądali mi się z podziwem, a ja z coraz większym zapałem kontrolowałam ogień.
Tańczył tak jak mu kazałam niemalże dotykając murów grodu i oplatając go rozżarzonymi linkami nie paląc go. Powodowałam, że stawałam w ogniu unosząc się na kilka stóp po czym zjeżdżając na nim jak na zjeżdżalni. Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem i podziwem jednocześnie. Sama bym się bała, gdyby nie to, że byłam jak w transie. Jednak kiedy się ściemniło zaprzestałam moich sztuczek, żeby nie pokazać innym domom, gdzie jesteśmy i co robimy.

***

Już od kilku dni Teodor ćwiczył swój powietrzny układ. Jako jeden z dwóch przejawiał ku temu zdolności. Drugi był Malfoy, ale jeszcze nie był do końca sprawny, więc oddał fuchę Nottowi, a ten nic tylko wyczarowywał małe tornada z nim w środku i pływał w ledwie widzialnych prądach powietrznych. Ślizgoni byli zachwyceni. Mieli szansę na wygraną po ostatniej przegranej, jako że zajęli czwarte miejsce, nawet za Hufflepuffem.
Nott w przedostatni dzień dał sobie odpocząć i usiadł pod sosną rosnącą niedaleko obozowiska. Nagle zauważył śliczną dziewczynę. Miała rude włosy i zielone oczy. Stała oparta o jakiś krzew z kwiatami wąchając je. Gdy tylko go zobaczyła chciała uciec, ale Nott był szybszy. Złapał ją zanim zdążyła zrobić choćby krok.
- Jak masz na imię? - zapytał szybko.
- Fairy - odpowiedziała dziewczyna przestając się wyrywać.
- Chodzisz do Hogwartu?
- No raczej. Właśnie ćwiczyłam do tego.. zadania.
- Hufflepuff?
- Tak. Śmiej się do woli.
Ale Teodor nie miał ochoty się śmiać.
- Odprowadzić cię?
- Nie jestem taka głupia - odpowiedziała dziewczyna i uciekła do lasu.
Teodor stał jeszcze kilka minut w tym samym miejscu zanim wrócił do obozu.

***
Dzień pokazu. Boję się.
Wstałam wcześnie z łóżka i pobiegłam się umyć. Dzisiaj o trzynastej (jak to określił George - w samo południe) miało rozpocząć się drugie zdanie. 
Zjedliśmy śniadanie wszyscy razem i ruszyliśmy do Zwierzyńca. Nauczyciele stali już przygotowani. 
-Wytypowani wyjść na przód - krzyknęła McGonagall.
Na nogach jak z waty podeszłam do mojej opiekunki. Z tłumu wystąpił też Nott, jakaś dziewczyna z rudymi włosami, którą widziałam pierwszy raz w życiu, a która była przedstawicielką Hufflepuffu i chłopak o jasnych, brązowych włosach i orzechowych oczach z Ravenclawu. 
- Pokazy nastąpią zgodnie z miejscami z poprzedniego zadania. My, opiekunowie domów, będziemy sędziami, ale nie tylko my. Osądzą was również koledzy z innych domów dając wam punkty od jednego do dziesięciu. Zapraszam pana Anotony'ego. 
Chłopiec uśmiechnął się i podszedł do wody. Po chwili jego mamrotania i wymachiwania różdżką niczym batutą z wody zaczęły wznosić się delikatne słupy poruszające się jakby w rytm niesłyszalnej muzyki. Dopiero po chwili zrozumiałam, że pluski wody były tą muzyką. Przejmującą i dramatyczną, ale lekką i miłą dla ucha. Koncert ten trwał kilka minut, ale ja czułam jakbym słuchała tej pieśni już kilka lat. Pokochałam ją. Inni mieli tak rozmarzone miny, jak dziewczynka którą poznałam w przeszłości. Nie pamiętałam jej imienia. Tylko te jej wielkie, wyłupiaste rozmarzone oczęta. 
 Chłopiec otrzymał bardzo dobre oceny.
McGonagall - 8 punktów
Sprout - 8 punktów
Flitwick - 9 punktów
Snape - 5 punktów (głośne buczenie ze strony Ravenclawu i Hufflepuffu)
Slytherin - 7 punktów
Gryffindor - 9 punktów (ja byłam za jedenastką!)
Hufflepuff - 10 punktów
Ravenclaw - 10 punktów
- W sumie sześćdziesiąt sześć punktów na osiemdziesiąt możliwych! - oznajmiła McGonagall, a jej ostatnie słowa zagłuszył aplauz. - Wood, twoja kolej!
Podeszłam do miejsc na ogniska i stanęłam przodem do uczniów.  Chwyciłam mocniej różdżkę i mocno nią machnęłam. Nagle ze sto ognisk buchnęło płomieniami, a moi przyjaciele zaczęli grać muzykę z jednego z mugolskich filmów, która pasowała do mojego występu. 
(Włącz muzykę Pirates of the Caribbean...)
 Ogień powiększał się i nagle wybuchł bardzo gwałtownie, po czym zaczął poruszać się we wszystkie strony wraz z rytmem muzyki. Wszystkie ogniska połączyły się tworząc kilka kół, w których samym środku płonęło największe ognisko tworząc niesamowitą błyskawicę. Zaraz jednak się rozszczepiły przygasając i rozpalając na nowo. Z ognisk wypłynęły ku mnie płonące liany i chwyciły z wszystkich stron wciągając do największego ogniska. Przez chwilę wszyscy wstrzymali oddech, a ja wyszłam z ognia z czerwonymi włosami, skórą i tęczówkami. Uczniowie zamarli. To nie był jednak koniec. Liany połączyły się, a reszta ognisk utworzyła drzewa, krzewy kwiaty i rozpędzone ogniste zwierzęta. Wszystko zaczęło ciemnieć, ogniste potwory uciekały i padały, a kwiaty znikały zamieniając się w popiół. Już po chwili po niezwykłym przedstawieniu nie został ślad, a ja znowu wyglądałam normalnie. Zgarnęłam niezłe oklaski. 
(przełącz muzykę, na Potterową ;) )
- Ekhm. Czas przyznać punkty - przypomniała McGonagall wyrywając wszystkich z otępienia.
McGonagall - 10 punktów
Sprout - 10 punktów ( "Piękne rośliny! Och, gdybym miała takie w szklarni!")
Flitwick - 10 punktów 
Snape - 8 punktów 
Slytherin - 9 punktów
Gryffindor - 10 punktów 
Hufflepuff - 10 punktów
Ravenclaw - 10 punktów

- W sumie siedemdziesiąt siedem punktów na osiemdziesiąt! - krzyknęła McGonagall. - Fairy, proszę...
Ruda dziewczyna stanęła i zaczęła tańczyć. Stąpała lekko. Ziemia pod jej nogami albo zapadała się, albo wznosiła . Gdzieniegdzie wyrastały kwiaty, a gdzie indziej jakby z pod ziemi wyrastał kamień, od którego dziewczyna się odbijała. Pod koniec występu wszyscy klaskali. 
- Oceny.
McGonagall - 7 punktów
Sprout - 10 punktów
Flitwick - 8 punktów
Snape - 4 punkty (buczenie ze strony Puchonów)
Slytherin - 8 punktów (zauważyłam wzburzonego Notta mruczącego coś o dziesiątce)
Gryffindor - 8 punktów
Hufflepuff - 10 punktów
Ravenclaw - 9 punktów
- W sumie sześćdziesiąt cztery punkty! Gratuluję! - stwierdziła McGonagall - Panie Nott, prosimy...
Teodor stanął naprzeciwko nas i po chwili zaczął wirować na wielkim tornadzie, które jednak nic nie porywało po czym opadł na sam jego dół, złapał w rękę i zaczął machać nim energicznie jak lassem, po czym rzucił do góry, gdzie się rozpadło na mnóstwo małych, przeźroczystych meduzek pływających w powietrzu. Same zresztą z niego były. Podleciały i wszystkie razem uniosły Ślizgona. Zaczęły formować się w małe koła, a Teodor skakał po nich po czym skoczył głową w dół i zatrzymał się cal nad ziemią. Wybuchły oklaski.
- Oceny - jęknęła opiekunka Gryffindoru najwyraźniej znudzona.
McGonagall - 6 punktów
Sprout - 8 punktów
Flitwick - 8 punktów
Snape - 10 punkty
Slytherin - 10 punktów
Gryffindor - 8 punktów
Hufflepuff - 9 punktów
Ravenclaw - 9 punktów
- W sumie  sześćdziesiąt osiem punktów! - oznajmiła Minerwa - Czas na wyniki i ogłoszenie kolejnego zadania! Pierwsze miejsce... Gryffindor! Drugie Slytherin! Trzecie Ravenclaw! I czwarte Hufflepuff!
Wybuch radości u Gryfonów był wręcz ogłuszający.
Zwyciężyliśmy!
Wszyscy zaczęli mnie przytulać i czochrać po włosach, ale George zrobił coś, co mną wręcz wstrząsnęło.
On mnie pocałował. 

_________________________________

Szczerze mówiąc, pojęcia nie mam co sądzić o tym rozdziale. Jest długi i trochę się w nim dzieje. Pisanie jego zajęło mi kilka godzin, ale w końcu czego nie robi się z miłości do pisania! Mam nadzieję, że wytrwaliście do końca i docenicie moją pracę komentarzem! Plus przepraszam za tą łacinę haha XD Już mam w sumie wolne, więc mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiały się częściej i dłuższe, jako że chciałabym zacząć trzeci tom i tego nie ukrywam >.< . Średnią będę miała powyżej 5.0, więc możecie być ze mnie dumni! Hurrey!
Do następnego rozdziału!
~ Pomyluna Everdeen

7 komentarzy:

  1. MEGA *-*
    I smialas twierdzic, ze to jest nudne?
    Wszystko ciekawie opisalas. Wszystko sie przezywalo i oczywisscie kibicowalam Gryfonom xD
    Hmmm Nott zakochany w Puchonce... ciekawie, ciekawie
    I co George pocalowal Jennie? ;o
    W ogole stwierdzam, ze twoja wyobraznia nie zna granic. Ja nigdy nie bylabym w stanie tego wszystkiego wymyslic.
    Nie chwal mi sie tu ta srednia xD to nienormalne miec 5.0 >.<
    Pisz szybko kolejny idioto ♥
    Pozdrawiam i weny xx

    OdpowiedzUsuń
  2. "Teodor próbował wytłumaczyć Blaisowi jak powstaje drewno.
    - Po prostu tną drzewo na kawałki i je obrabiają. CZY TO JEST TAKIE TRUDNE?" Od dzisiaj jest to mój ulubiony cytat ♡
    Ale... JA CIĘ ZABIJE, RANY POSYPIE SOLĄ I POTNE NA KAWAŁECZKI (niekoniecznie w tej kolejności) JAK MOGŁAŚ?! Przeżyłam minutowy zawał serca ;_____; nie można tak zatruwać Draco, nie można ;___;
    I mam takie jedno pytanie. Co ta Jennie ćpa? XD No proszę cię, kto zjeżdża z ognia jak na zjeżdżalni? XD
    I szczerze mówiąc to nie ogarniam co robiła ta ruda ;___;
    Dracuś taki zazdrosny ♡ Ech, jakie to słodkie *^*
    Czo ten Dżordż :O Tak bardzo się całować przy nauczycielach XD Jakie to romantyczne... aż kurde no, rzygam tęczą XD
    Teraz już ogarniam dlaczego kazałaś mi wybierać pomiędzy ogniem, a wodą XD HEFCIO RZĄDZI :3
    Weny!
    Pozdrawiam
    Nieoficjalna :3
    P.S. I co z tego, że masz średnią powyżej 5.0? I TAK NIE ZDASZ MATURY XD
    P.S.S. Może być taki? Dłuższego nie umiem XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdział. Ja zapraszam do mnie. :D Oraz czekam na następny. Powiadom na stronce. :D
    Zapraszam do mnie:
    harry-potter-adventure-pl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiesz, co o nim sądzić?! Jest genialny! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. zgodnie z zasadami szlachetnej matematyki XD
    *-* On ją pocałował <3 dzięki ci, humor mi się poprawił *-*
    Rozdział cudny, długi i szalenie ciekawy :D weny, weny, pisz takich jak najwięcej! Czekam (byle krótko) na kolejny rozdział, a ta łacina jest super ;) I gratuluję średniej!
    PS uwielbiam tego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeżu... ty też mi poprawiłaś humor :D Następny rozdział już zaczęłam, mam nadzieję, że dodam go jutro jeszcze przed Komnatą Tajemnic w TV hahahaha <3 Ja muszę ogarnąć twoje, bo teraz mam dużo czasu hehe <3

      Usuń
  6. Oddaj mi swoją wyobraźnie!! Dżordż szalony!
    Pisz pisz! Ja cię nie będę zanudzać moimi podziwami i zachwytami itp itd
    <33 Mam nadzieję że dodasz nowy rozdział przed Komnatą Tajemnic
    Mało masz czasu ;) Gdzieś około 2 godz i 39 min :)

    OdpowiedzUsuń