piątek, 9 maja 2014

Tom I. Rozdział Dwunasty. Zawsze coś źle.

Witam :D Wyraziliście dużą chęć dokładniejszych opisów, więc ten rozdział taki właśnie będzie :D Niedługo zakończymy Tom I (innymi słowy "Kamień Filozoficzny"), ale oczywiście będę pisać kolejny tom :) 
Miłego czytania!
~ Pomyluna Everdeen 

  Gdy następnego ranka Jennie otworzyła oczy, stwierdziła ze zdumieniem, że nikogo już nie ma w dormitorium. Zerknęła na zegarek i zerwała się z łóżka. Za pięć minut zaczynały się zaklęcia. Chwyciła leżącą na kufrze szatę i ściągając w biegu piżamę i nakładając na siebie szkolne ubranie po czym wpadła do łazienki. Nie miała czasu na czesanie obecnie bardzo długich, blond włosów, które nosiła przez ostatni tydzień, a więc zacisnęła mocno powieki myjąc zęby i gdy je otworzyła zobaczyła włosy koloru czarnego, które sięgały jej zaledwie do ramion, ale nie trzeba było ich czesać. Umyła twarz i wyleciała jak najszybciej z Pokoju Wspólnego. Miała już dwie minuty spóźnienia i gdy wpadła zziajana do klasy zaklęć wszystkie głowy obróciły się ku niej.
- Ach! Panienka Wood. Nic się nie stało, że się panienka spóźniła. Dopiero miałem tłumaczyć teorię zaklęcia - oznajmił spokojnie profesor Flitwick wskazując jej miejsce obok Lavender Brown.
- Co się stało, że się spóźniłaś? - zapytała cicho dziewczyna, przyglądając się Flitwickowi, który tłumaczył jak wyczarować strużkę wody.
- Zaspałam - warknęła Jennie nie patrząc na Lavender - Nie mogłyście mnie obudzić?
- Ja i Parvati poszłyśmy dzisiaj wcześnie na śniadanie, więc to Hermiona powinna cię obudzić jak już - syknęła Brown rzucając jej zmieszane spojrzenie.
- Ahhhaaaaa, rozumiem - mruknęła Jennie odwracając się od niej i wyszukując wzrokiem trójki przyjaciół.
Zauważyła jednak tylko Harry'ego i Hermionę, machających do niej rękami. Nikt tego nie zauważył, gdyż każdy próbował już zapełnić wodą miseczki, które porozdawał im profesor. Jennie zrobiła to w kilka sekund, jako, że było to wyjątkowo łatwe, jak dla niej zaklęcie, po czym tak jak zawsze zaczęła chodzić po klasie pomagając reszcie. Kiedy udało się jej pomóc Parvati,machającej zaciekle różdżką podeszła natychmiast do swoich przyjaciół, udając, że pokazuje Harry'emu jak należy wymawiać to zaklęcie.
- Co z Ronem? - zapytała cicho zerkając na Hermionę nieco wrogo.
- Poszedł do skrzydła szpitalnego... jak myślisz, ile on może tam być? - odpowiedziała Granger patrząc na Jennie z niepokojem.
- Gdzieś koło tygodnia - odpowiedziała dziewczynka i zmrużyła oczy - Czemu mnie nie obudziłaś rano?
- Przepraszam! Tak mało spałaś i w ogóle.. było mi ciebie szkoda! - powiedziała Hermiona spuszczając głowę.
- Dzięki, niepotrzebna mi litość - warknęła cicho Jennie i podeszła do Neville'a, który już zdążył zapomnieć formuły zaklęcia.
To była jedna z wad Gryfonki. Była bardzo dumna, zbyt dumna, aby przyjmować czyjąś litość, a czasami nawet pomoc.
Przez cały dzień Jennie nie odzywała się do nikogo. Bała się, co z Ronem, ale zdecydowała się pójść do niego dopiero po lekcjach. Kiedy zabrzmiał ostatni dzwonek dziewczynka wybiegła z klasy jako pierwsza i pognała do Skrzydła Szpitalnego. Zdyszana stanęła przed drzwiami i nacisnęła mosiężną klamkę.
   W środku znajdowało się mnóstwo białych łóżek, ale jedynym pacjentem był Ron leżący prawie na końcu sali. Jennie ruszyła nieśmiało w jego kierunku. Kiedy była już dosyć blisko podniósł głowę i spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Cześć! Nie myślałem, że przyjdziesz - ucieszył się rudzielec uśmiechając się promiennie.
- Jak widzisz przyszłam - odpowiedziała chłodno zerkając na jego rękę. - Co z raną?
- Pani Pomfrey zrobiła mi jakiś okład i chyba jest lepiej - odparł Ron potrząsając delikatnie ramieniem - Pewnie nam mnóstwo zadali, co?
- Tak, ale mam dla ciebie kartkę z tym, czego masz się nauczyć i przyniosłam książki - mruknęła Jennie i wypakowała wszystko z plecaka, po czym położyła to na białej, drewnianej, nocnej szafce. - Jak będziesz czegoś nie rozumiał to ci pomogę, chociaż myślę, że Hermiona zrobi to z większą chęcią - dodała, zmuszając się do uśmiechu po czym wyszła z sali szpitalnej i skierowała się do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
   Od tej pory Jennie każdego dnia starała się wpaść chociaż na kilka minut do Rona, żeby tłumaczyć mu lekcje, mimo że sama miała ich naprawdę sporo, zwłaszcza, że już za dwa miesiące miały odbyć się egzaminy końcowo-roczne. Jednak po dwóch tygodniach spędzonych przez Rona w szpitalu Jennie zaczęła się niepokoić. Powinien już dawno wyjść.
Gryfonka właśnie wchodziła do Skrzydła Szpitalnego i o mało co nie wpadła na panią Pomfrey, która widocznie zamierzała się gdzieś udać.
- Coś się stało? - zapytała zdumiona Jennie przepuszczając uzdrowicielkę w drzwiach.
- Och, ja nie wiem co robić. Z tym chłopcem jest coraz gorzej... - warknęła pani Pomfrey stając w drzwiach i patrząc ze smutkiem na dziewczynkę.
- Czy zrobiła mu pani okład z tojadu?
- Tojadu? Nie! Zrobiłam mu okład, ale z Rubum Sanguinem.
- Krzewu Krwi?! Nic dziwnego, że jest mu gorzej! - krzyknęła Jennie z przerażeniem, po czym wciągnęła panią Pomfrey do środka. - Teraz musi pani wyssać balsam tej rośliny.. ja, wyssałam jad tego stworzenia co go pogryzło roztworem z bezoaru i tojadu żółtego!
- Ojej! - pani Pomfrey ledwo trzymała się na nogach, ale natychmiast pobiegła po bandaż.
Piętnaście minut później Ron leżał jęcząc z bólu, podczas gdy uzdrowicielka za pomocą eliksiru pozbywała się soków nieodpowiedniego lekarstwa.
Jennie wróciła do dormitorium dopiero o trzeciej w nocy, gdyż wyszła dopiero, kiedy Ron miał już usunięty sok i zrobiony okład z tojadu, aby mieć pewność, że nic mu nie będzie. W głębi duszy obwiniała się o to, że przez nią jej przyjaciel spędzi kolejne dwa tygodnie w szpitalu, więc udało jej się zasnąć dopiero o czwartej w nocy.

***

- Nie musisz mi pomagać, dam radę.
- Nie, nie dasz rady! Pomogę ci. 
Ron i Jennie schodzili po schodach. Dzisiaj był pierwszy dzień Ronalda na zajęciach odkąd wrócił ze Skrzydła Szpitalnego i miał jeszcze małe problemy z ręką. Okazało się, że przez nieodpowiednie lekarstwo Gryfon musiał spędzić w szpitalu kolejne dwa tygodnie i teraz zostało już tylko sześć tygodni do końca roku, a więc i do egzaminów końcowych. Mimo to, ani Ron ani Jennie nie czuli z tego powodu strachu. Gdy Ronald przebywał w Skrzydle Szpitalnym przyjaciele powtórzyli cały rok, więc byli już teraz przygotowani na testy. 
Kiedy wpadli do Wielkiej Sali Harry i Hermiona rzucili się na Rona i gdyby nie szybka interwencja George'a i Jennie rudzielec na pewno by upadł. Kiedy wszyscy się już uspokoili trójka przyjaciół poszła do stołu Gryfonów, żeby coś zjeść, ale Jennie odwróciła się na pięcie i wyszła z jadalni po czym pobiegła na błonia i nad jezioro. Dopiero tam się zatrzymała i opadła na jakiś spory kamień. Siedziała tak parę minut, zanim zorientowała się, że ktoś ją obserwuje. Podniosła głowę i tuż przed jej oczami zobaczyła, piękne, przepełnione ciepłem, brązowe tęczówki George'a.
- Coś się stało? To przez Rona? - zapytał cicho, ale dziewczynka tylko potrząsnęła głową.
 Sama nie wiedziała o co jej chodziło. Była zarazem szczęśliwa, że Ron wyszedł ze szpitala, a z drugiej ją to martwiło, gdyż tam spędzała większość wolnego czasu. George jednak nie pytał jej o to więcej, tylko podniósł ją i usiadł na kamieniu sadowiąc Jennie na swoich kolanach. Dziewczynka przytuliła się do niego mocno, ale po chwili puściła i złapała torbę i pobiegła na zielarstwo. 

***
Gdy w późniejszych latach Jennie wspominała moment jej życia z końca roku nie mogła sobie przypomnieć nic związanego egzaminami. Wiedziała tylko, że dobrze jej poszło, ale nic poza tym. Miała mnóstwo pracy, a poza tym Harry opowiedział jej o tym, iż martwi się o powrót Voldemorta. Jennie była jedną z nielicznych, która nie bała wymawiać się imienia tego czarnoksiężnika, ale samo wyobrażenie sobie jego powrotu było przerażające. Muszą ochronić ten Kamień. 


***************************

Rozdział nieco dziwny i takie tam, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz! Także mam nadzieję, że następny będzie lepszy, chociaż nie wiem, kiedy on będzie mówiąc szczerze.... ale proszę o komentowanie tego i piszcie co wam się podoba, a co nie, a co tak :D 
Pozdrawiam!
~ Pomyluna Everdeen 

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Też chce tak dobrze pisać :C
    Super, że Jennie krzyczała na Pomfrey C: Nie ma Draco :'C mam nadzieję, że go wciśniesz w następnym rozdziale (: WENY WENY WENY WENY WENY WENY WENY WENY WENY WENY :3 Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział jest cudowny! Tylko po raz kolejny się dziwię, przecież ona sie z nimi przyjaźniła? A teraz taka jakaś wroga i niezorientowana... no ale nic. Dzięki Twojemu blogowi okropnie polubiłam George'a ^-^ Czekam, jestem ciekawa co dalej. I fajnie, że taki długi rozdział :D Chyba nie muszę dodawać, że ubóstwiam tego bloga? XD Masz duży dar pisania, powinnaś zostać pisarką! ;)
    Pozdrawiam i DUŻO weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo! Nie da się ukryć że Jennie jest dziwna i nie do końca czai co się dzieje xD obraziła się na Hermionę dlatego bo ta jej nie obudziła.. cóż xD

      Usuń
  3. Jestem! Późno ale jestem. Rozdział świetny. Szkoda, że Malfoy się nie pojawił :c Smuteczek. No ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, nie? Był George <3 Mam nadzieję, że później ich spikniesz XD <3 Czekam na kolejny rozdział i przesyłam dużo weny :D
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest świetne! Biedny Ron :<
    Jestem bardzo ciekawa zakończenia i tego co wymyślisz dalej, więc...
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń