Jechaliśmy dyliżansem około
półgodziny. Kiedy wysiedliśmy poczułam falę chłodu i upadłabym, gdyby nie Eleanor,
która mnie złapała.
- Ojej, biedaczysko. Musisz być
bardzo wyczerpana.
- Mhm.
Wyrwałam się z jej objęć z uśmiechem
i ruszyłam dalej doganiając Freda i
George’a.
- Czemu wszyscy są tacy ponurzy? –
zapytałam ledwo łapiąc oddech. Bliźniacy zwolnili kroku.
- Ponurzy? Nie no co ty... – mruknął
Fred nie patrząc na mnie.
- Weź przestań. Widzę przecież.
- No więc. Jest taki… problem. Bo
najprawdopodobniej Komnata Tajemnic została otwarta – powiedział bardzo szybko
George.
Nie odezwałam się już więcej aż do
momentu kiedy wsiedliśmy do pociągu. Wiedziałam trochę o tej Komnacie. Babcia
mi opowiadała. Podobno Salazar Slytherin stworzył ją kiedy pokłócił się z
Godrykiem Gryffindorem i umieścił tam potwora, a Komnatę mógł otworzyć tylko
Dziedzic Slytherina.
- Wiadomo już kto to zrobił?
- Nie – odpowiedział Fred. – Teraz
powinnaś się skupić na innych rzeczach. Nie na jakimś… Potworze.
- Potworze? To on już zaatakował?
- Eeee, nie ważne – mruknął George
rzucając mordercze spojrzenie swojemu bratu.
Nie udało mi się już powrócić do tego
tematu. Resztę jazdy spędziliśmy na graniu w eksplodującego durnia.
Kiedy wysiedliśmy od razu podbiegła
do mnie mama.
- Pa chłopcy! – krzyknęłam i moja
rodzicielka teleportowała się razem ze mną, moim bratem i moim kufrem tuż przed domem.
- Szybko, szybko! Strasznie tu zimno.
- Spokojnie mamo.
Mimo moich zapewnień, że nic mi nie
jest mama wniosła mnie do domu i posadziła przed kominkiem. Wszędzie uwijały
się skrzaty domowe zawieszając gdzie popadnie ozdoby świąteczne. Nasze wielkie
drzewo rosnące pośrodku domy wyglądało jak choinka, a z kuchni dobiegały bardzo
przyjemne zapachy.
- W tym roku cała rodzina będzie
razem. Zaprosiliśmy też państwo Malfoy, a także Zabinich i Nottów!
- Święta po śmierciożersku –
mruknęłam.
- Mówiłaś coś kochanie?
- Nie, nie tylko… jest już późno.
Mogę iść spać? Tak, sama wejdę po schodach.
Jednak kiedy próbowałam podnieść nogę
wyżej, niż na pół stopnia o mało co nie upadłam, a więc moja skrzatka Skrzątka
pomogła mi wejść na samą górę. Kiedy szłyśmy już korytarzem do mojego pokoju
postanowiłam się zapytać.
- Skrzątko?
- Tak, panienko?
- Wiesz coś może Propheatiae?
Skrzątka zatrzymała się tuż przed
moimi drzwiami z ręką na klamce.
- Tak, wiem panienko.
- Możesz… opowiedzieć mi? – zapytałam
wstrzymując oddech.
- Nie.
- Skrzątko! To jest rozkaz! –
mruknęłam żałośnie. Nienawidziłam rozkazywać skrzatom.
- Och, dobrze pani. Jestem podobno
taka księga, która zawiera wszystkie wypowiedziane przepowiednie i wciąż
pojawiają się w niej nowe. Ta osoba, która ją posiada jest bardzo potężna.
- Wiesz gdzie ona może być?
- Skrzatka nie wie panienko, ale
Skrzątka może się dowiedzieć. Proszę tylko dać trochę czasu Skrzątce.
- Oczywiście – powiedziałam i weszłam
do mojego pokoju.
- Dobranoc panienko.
- Branoc.
Poszłam się szybko umyć i ubrałam się
w piżamę, ale nie mogłam zasnąć. Co jeżeli teraz inni tylko marzą o tym, żeby
mnie zabić? I dlaczego? Nagle usłyszałam
pukanie do okna.
- Errol?
Otworzyłam okno i wpuściłam ptaka do
mojego pokoju, po czym odwiązałam mu od nóżki list.
Tęsknię
za Tobą
- G.
Uśmiechnęłam się i odpisałam szybko.
Ja bardziej J
- J.
Odesłałam Errola i położyłam się z
powrotem do łóżka. Tym razem nie miałam żadnych problemów z zaśnięciem.
***
- Teodor! Pośpiesz się! Za pół
godziny mamy być u Woodów!
- Idę mamo.
Teodor właśnie poprawił sobie muszkę
przed lustrem. Lubił dobrze wyglądać. Poprawił jeszcze grzywkę spadającą mu na
stalowe oczy i zszedł wielkimi, marmurowymi schodami do salonu.
- Pięknie wyglądasz mamo – mruknął.
- Dziękuję skarbie. Idziemy.
Na dworze było zimno. Pan Nott szedł
na przedzie z żoną, a Teodor wlekł się za nimi. Weszli w Blood Strett i podeszli do jakiejś bramy. Przed nimi rozpościerał się wielki dwór zbudowany z
drewnianych pali. Zapukali do drzwi i po chwili otworzyła im dziewczyna. Teodor
nie od razu ją rozpoznał, ale przecież wiedział. To Jennie. Jej zwykle
rozwichrzone, długie włosy teraz były spięte w wytworny kok, a po obu stronach
jej twarzy spływały dwa, kręcone kosmyki. Jej oczy podkreślała kreska zrobiona
eyelinerem. Usta miała czerwone. Jej sukienka była czarna i obcisła. Na nogach
miała pantofle tego samego koloru.
- Dobry wieczór państwu! Cześć
Teodor! Wchodźcie – powiedziała z uśmiechem machając ręką w kierunku długiego,
drewnianego stołu.
Zresztą prawie wszystko było tu
drewniane, poza paleniskiem w którym trzaskał ogień. Zresztą Teodor stwierdził,
że na pewno wszystko jest zaczarowane, aby nie spłonęło. Oprócz nich przyszli
już Malfoyowie.
Nim się obejrzał został usadzony do
stołu koło Jennie i Draco, a niedługo po nich przybyli państwo Zabini.
- Smacznego! Zostaniecie mam nadzieję
na noc i jutro wszyscy razem otworzymy prezenty! – powiedziała matka Jen bardzo
melodyjnym głosem.
Jedzenie było wyśmienite. Kiedy
wszyscy skończyli jeść było już koło dwudziestej.
- Jen, może pokażesz swoim kolegom
dom i twój pokój?
- Jasne tato.
Teodorowi bardzo się tam podobało.
Było przytulnie i miło, a w każdym razie w porównaniu do chłodnych marmurowych podłóg i zimnych mebli, których miał w domu.
- Tutaj jest mój pokój – mruknęła
Jennie otwierając któreś z rzędu drzwi.
Nott zajrzał tam na chwilę. Wszystko
było czarne i białe. Bardzo ładne. Dalej zobaczyli resztę pokoi i gdy skończyli
oglądać dom zbliżała się już dziewiąta.
- Co chcecie porobić? – zapytała
Wood.
- Proponuję grę w butelkę –
stwierdził Malfoy z szelmowskim uśmiechem.
- Dobra – zgodził się z entuzjazmem
Zabini.
Jennie zaprowadziła nas do swojego
pokoju gdzie znalazła szklaną butlę.
- Kto pierwszy kręci? – zapytała
cicho.
- Ty, przecież jesteś dziewczyną –
powiedział Teodor z obojętną miną. Przecież to oczywiste.
- Okay.
Jennie zakręciła butelką i wypadło na
Zabiniego.
- Prawda, czy wyzwanie?
- Wyzwanie!
- Pocałuj Malfoya - *zawał tlenionego
blondyna* - W policzek.
- NO CHODŹ TU STARY! – krzyknął
Blaise i dał buziaka Draconowi, który mało co nie zwymiotował.Czarnoskóry Ślizgon zakręcił butelką i wypadła na Teodora.
- Dobra eleganick, prawda, czy wyzwanie?
Młody Nott zastanowił się chwilę, ale w końcu niechętnie zgodził się na wyzwanie.
- Pocałuj się z Jennie.
Uderzyło go to jak w twarz. Nie lubił jej. Oczywiście, była całkiem ładna. Te zielone oczy, wspaniałe włosy i... och. Nie. Musi przestać o tym myśleć. No bo co ona zrobiła z Dracona? Który zresztą patrzył teraz na Teodora jakby miał go zaraz zabić.
Mimo tego. Przysunął się nieco bliżej Jennie i nachylił się. Dziewczyna się lekko zawahała, ale dała się pocałować. Przez ciało Teodora przebiegła fala ciepła. Jej usta były miękkie i niemalże gorące. Sama lekko przymknęła oczy, po czym delikatnie oderwała się od Notta. Ten żeby ukryć zmieszanie zakręcił butelką. Wypadło na Jennie.
- Prawda, czy wyzwanie?
Popatrzyła mu w oczy jakoś inaczej niż zwykle. Jakby... bez nienawiści? Obrzydzenia? Na jej twarzy zauważył delikatne rumieńce.
- Prawda.
Teodor zamyślił się przez chwilę.
- Kto ci się podoba?
- Podoba? Tylko podoba, tak? Z wyglądu, charakteru?
- Jasne.
Dziewczyna zamyśliła się. Zaczęła stukać palcami o kolano i przygryzać wargę. Teodor otrząsnął się. Wcześniej tego nie zauważał.
- Może być kilka osób, tak? No to.. Harry, George, Draco - tu rzuciła mu krótkie spojrzenie - Och i wiele innych osób oczywiście.
Teodor poczuł w sobie ukłucie żalu. Go tam nie było.
Grali jeszcze trochę w butelkę, ale Nott był jakby nieobecny. W końcu Jennie zwiesiła głowę i opadła delikatnie na dywan.
- Idziemy spać do swoich pokojów panowie? Nott?
- Czy ja nie jestem "panem" w twoim mniemaniu Blaise?
- Skądże znowu kochanie. Buzi-buzi na dobranoc?
Teodor może i miał poczucie humoru, ale to go rozdrażniło.
- Zamknij się Zabini. To było wyzwanie od ciebie. Myślisz, że z własnej woli bym ją pocałował? - warknął, po czym wyminął swoich przyjaciół i pognał do swojego pokoju.
______________________________________
Witam :3 Przepraszam, że znowu taka długa przerwa, ale to chyba przez brak czasu :< Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i do następnego! (Nie zapominać mi o komentarzach!)
~ Pomyluna Everdeen